Printscreen to nie cytat, za foto trzeba płacić
PRAWO AUTORSKIE | Okoliczność, że cudze zdjęcia zostały opublikowane jako tzw. printscreeny, a nie przy użyciu innej techniki, nie ma znaczenia dla oceny, czy doszło do naruszenia praw autorskich fotografa. Dorota Gajos-Kaniewska
Pięć wykonanych przez siebie fotografii Paweł R. ujrzał na stronie portalu X. Na zdjęciach były dwie dziewczyny, które pozowały Pawłowi R. podczas profesjonalnych, choć niekomercyjnych sesji zdjęciowych „time for prints" (modelki nie dostają wynagrodzenia za pozowanie, w zamian za udział w sesji otrzymują jedynie wykonane zdjęcia). Sesje zostały przeprowadzone w studio, z udziałem zawodowej wizażystki.
Paweł R. akurat budował swoje portfolio, więc opublikował te zdjęcia na swoim profilu w serwisie M., który zapewnia możliwość kontaktu z właścicielem portfolio. Pod każdą fotografią zamieszczony był pseudonim powoda i modelki występującej na zdjęciu.
Darmowe cheerleaderki
Fotografie zostały skopiowane przez redakcję portalu z profilu powoda i jako tzw. printscreeny, czyli zrzuty z ekranu, zamieszczone w jednym z materiałów. Przed jednym ze zdjęć umieszczono tekst: „Dziewczyny z zespołów cheerleaderek z G. i S. coraz częściej występują w sesjach jak z Playboya. Czy wkrótce zobaczymy je także tam?" Pod zdjęciem znajdowały się słowa: „Na co dzień prezentują swoje wdzięki na parkietach. Ostatnio mówi się nawet, że występy cheerleaderek są o wiele ciekawsze niż mecze koszykówki. Nic dziwnego, że na portalach dla modelek dziewczyny pokazują się w coraz śmielszych sesjach." W opisach pod innymi zdjęciami podane były...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta